Przejdź do treści

Joanna Piotrowska: Potrzeb kobiet, które doświadczyły gwałtu, polskie instytucje nie są w stanie zaspokoić

Joanna Piotrowska, Feminoteka: „Potrzeb kobiet, które doświadczyły gwałtu, polskie instytucje nie są w stanie zaspokoić”
Joanna Piotrowska, Feminoteka: „Potrzeb kobiet, które doświadczyły gwałtu, polskie instytucje nie są w stanie zaspokoić” / Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Niektóre sprawy trwają latami; kobiety zaciągają pożyczki, a potem okazuje się, że po doświadczeniu gwałtu nie są w stanie pracować, bo chorują na depresję albo cierpią na zespół stresu pourazowego – mówi Joanna Piotrowska, matka założycielka Fundacji Feminoteka, która właśnie obchodzi już 15. urodziny. W ciągu tych lat wiele się w Polsce zmieniło, jednak skala przemocy wobec kobiet wciąż jest ogromna.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Cofnijmy się o 15 lat. Dlaczego powstała Feminoteka?

Joanna Piotrowska: Cofniemy się nawet o więcej, bo o niemal 20 lat. Powstała wtedy Feminoteka, która była pierwszą w Europie Środkowo-Wschodniej księgarnią feministyczną on-line. Uznałam, że chcę mieć swój wkład w działania na rzecz kobiet, chcę z dumą mówić, że jestem feministką. Bo mam takie podejście, że można nazywać się feministką, jeśli działa się feministycznie, w przeciwnym razie ma się po prostu feministyczne poglądy. Wpadłam na pomysł, żeby była to księgarnia, bo książki są dla mnie szalenie ważne, zmieniły moje życie. Księgarnię wymyśliłam podczas czytania „Kobiet i ducha inności” Marii Janion oraz „Biegnącej z wilkami” Clarissy Pinkoli Estés.

Byłam wtedy w trudnej sytuacji, szukałam swojej drogi, czegoś, czym będę się w życiu zajmowała. W 2001 roku książki feministyczne były w Polsce trudno dostępne i gdy szukało się ich w księgarniach, księgarze umieszczali je w różnych działach. Postanowiłam więc zebrać je w jednym miejscu. Na stronie Feminoteki były też recenzje, teksty dotyczące kultury, sztuki. Informowałam o różnych wydarzeniach. Tak to się toczyło przez parę lat, bardzo szybko okazało się jednak, że nie jest to dochodowy interes.

Joanna Piotrowska, założycielka Fundacji Feminoteka / archiwum prywatne

Bo i temat niszowy.

Tak. Wciąż pracowałam zawodowo, rano jechałam na rowerze do hurtowni po książki, potem pracowałam, by zarobić na życie, a nocą ruszałam do całodobowej poczty, by wysłać zamówione książki. W końcu doszłam do wniosku, że warto byłoby mój pomysł popularyzowania kultury feministycznej przekształcić w fundację. Tak stało się w 2005 roku. Początkowo Feminoteka miała być maleńką organizacją zajmującą się kulturą feministyczną. W tamtym czasie pracowałam w Fundacji Ośka, gdzie przez rok pracowałyśmy nad dużym projektem z funduszy europejskich. Dotyczył on dyskryminacji kobiet na rynku pracy. W Fundacji Ośka zaczęło jednak źle się dziać i projekt nie mógł być tam dokończony. Pojawił się więc pomysł, żeby przejęła go Feminoteka. Był tylko warunek, że zespół, który zajmował się projektem, ma przejść do mojej fundacji i dalej go realizować. Tym samym zostałam wrzucona na głęboką wodę. Powiedziałam sobie: „Spróbuję, zmierzę się z tym”.

Później Feminoteka skoncentrowała się na przemocy wobec kobiet.

Już wtedy zajęłyśmy się molestowaniem kobiet w miejscu pracy. Zrobiłyśmy prowokację: dzwoniłyśmy do regionalnych oddziałów Państwowej Inspekcji Pracy, podając się za kobiety, które doświadczyły w pracy molestowania seksualnego. Chciałyśmy sprawdzić, jak taka instytucja zareaguje. Wnioski były zatrważające: pracownicy nie mieli pojęcia o przepisach, lekceważyli nasze zgłoszenia albo opowiadali bzdury. Okazało się, że czym byśmy się nie zajęły, tam pojawiał się problem przemocy wobec kobiet. W tamtym czasie kończyłam szkolenie na trenerskie metody WenDo – samoobrona i asertywność dla kobiet i dziewcząt, bo bardzo chciałam aktywnie przeciwdziałać przemocy. Przez cztery lata poruszałyśmy się po tematyce przemocy, pisząc raporty, robiąc badania i organizując konferencje, ale nie zajmowałyśmy się pomocą wprost. Aż w 2009 roku zgłosił się do nas Avon, dzięki któremu, po przejściu szkoleń, uruchomiłyśmy telefon przeciwprzemocowy i poradnictwo. Przeszłyśmy więc drogę od teoretyczek do praktyczek pomagających kobietom po doświadczeniu przemocy.

Jak w ciągu tych 15 lat zmieniła się sytuacja kobiet w Polsce?

Po 15 latach zauważam pozytywną zmianę – coraz więcej kobiet wie, czym jest przemoc, jaką może przybierać formę i jeśli jej doświadczą, to szukają pomocy. To wynik lat wysiłków organizacji zajmujących się tą tematyką, sprzyjała też polityczna atmosfera, miałyśmy wsparcie Pełnomocniczek Rządu ds. Równego Traktowania: Magdaleny Środy, Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz, Małgorzaty Fuszary. Pojawiały się kampanie, konferencje i duże wydarzenia związane z upowszechnianiem tematu przemocy wobec kobiet. W ostatnich latach do zmiany niewątpliwie przyczyniła się akcja #metoo; zwłaszcza w kwestii przemocy seksualnej widzimy bardzo dużą zmianę świadomościową. Od roku 2015 takich akcji inicjowanych przez rząd już nie ma. Fundusze na takie działania zaczęły się sukcesywnie zmniejszać, aż do dzisiaj, kiedy rząd właściwie już ich nie wspiera.

Zrobiłyśmy prowokację: dzwoniłyśmy do regionalnych oddziałów Państwowej Inspekcji Pracy, podając się za kobiety, które doświadczyły w pracy molestowania seksualnego. Chciałyśmy sprawdzić, jak taka instytucja zareaguje. Wnioski były zatrważające: pracownicy nie mieli pojęcia o przepisach, lekceważyli nasze zgłoszenia albo opowiadali bzdury

Z organizacji, które powstały w ciągu ostatnich 15 lat albo nawet wcześniej, niewiele było w stanie utrzymać ciągłą, stałą pomoc. My też borykałyśmy się z tym przez ostatnie lata, ponieważ bardzo trudno było nam zdobyć fundusze na telefon przeciwprzemocowy. Chciałyśmy, żeby był czynny chociaż 5 razy w tygodniu. Byłyśmy i jesteśmy finansowane przez Urząd Miasta Stołecznego Warszawy, ale te pieniądze wystarczały zwykle na 3 dni dyżurów, a pomoc kierowana była jedynie do kobiet ze stolicy. W tej chwili, również dzięki wsparciu Avonu, możemy utrzymać dyżur telefoniczny przez 5 dni w tygodniu. Organizacji, które kierują stałą pomoc wprost do kobiet doświadczających przemocy, jest w Polsce zaledwie kilka. Jak na kraj, w którym skala przemocy wobec kobiet jest olbrzymia, to kropla w morzu potrzeb. My nie bierzemy ani złotówki z budżetu państwa, a nawet boimy się składać wnioski.

Wiele organizacji o profilu feministycznym po tym, jak otrzymały wsparcie od rządu, spotkało mnóstwo szykan – były na nie nasyłane kontrole, a nawet prokuratura. Z jedną z organizacji ministerstwo zerwało umowę dotacyjną na podstawie donosu, że w szkołach szerzy „ideologię LGBT”. Na szczęście organizacja wygrała tę sprawę w sądzie, ale gdyby stało się inaczej, dla maleńkiej fundacji, która musi zwrócić ministerialną dotację, oznacza to śmierć. Dlatego nie ubiegamy się o publiczne pieniądze, żeby nie narażać się na tego typu sytuacje. Drugi powód jest taki, że w pewnym stopniu jesteśmy organizacją watchdogową, strażniczą. Przyglądamy się, jak działają instytucje państwowe i samorządowe, jeśli chodzi o realizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

istockphoto.com

To chyba dobry moment, by zapytać, jak ta realizacja wygląda w praktyce.

Parę lat temu zrobiłyśmy z Antyprzemocową Siecią Kobiet (sieć lokalnych działaczek przeciwprzemocowych koordynowana przez Feminotekę) analizę prawie 400 lokalnych programów przeciwprzemocowych i okazało się, że ich realizacja jest bardzo słaba – nie poruszały zwłaszcza kwestii przemocy ze względu na płeć, choć wszystkie statystyki pokazują, że dotyka ona przede wszystkim kobiet. Niestety mity i stereotypy dotyczące przemocy są wciąż mocno zakorzenione w naszym społeczeństwie. Szczególnie jeśli chodzi o wiedzę wymiaru sprawiedliwości, policji, służb medycznych czy innych organizacji pomocowych, to tutaj niestety jest bardzo słabo. Kobiety skarżą się – zresztą my to też widzimy w aktach spraw kobiet, którym pomagamy – że sędziowie, policjanci, policjantki czy osoby z ośrodków pomocy społecznej pogłębiają traumę kobiet, które zgłosiły się do nich po pomoc. Przerzucają na nie winę i odpowiedzialność, pytając o ubiór, spożywany alkohol itp. Jest to strasznie smutne, że na poziomie instytucjonalnym kobiety cały czas są obwiniane o to, co się wydarzyło. Gdy czytamy akta niektórych, często drastycznych spraw o gwałt, to w głowie nam się nie mieści, że przedstawiciel czy przedstawicielka wymiaru sprawiedliwości mogą mówić takie rzeczy. Również biegli psychologowie powtarzają mnóstwo krzywdzących stereotypów! Myślę, że z tym jest teraz największy problem. Niestety w związku z sytuacją polityczną jako fundacja mamy małą siłę oddziaływania i małą szansę, by prowadzić szkolenia w tym zakresie.

W jaki sposób pomagacie kobietom po doświadczeniu przemocy?

Potrzeb kobiet, które doświadczyły gwałtu, polskie instytucje nie są w stanie zaspokoić albo zaspokajają tylko w niewielkim stopniu. Dlatego w 2018 roku założyłyśmy fundusz przeciwprzemocowy, który od dłuższego czasu funkcjonuje jako fundusz dla kobiet po gwałcie. Oferujemy pomoc prawną, wsparcie psychologiczne, terapię długoterminową, grupy wsparcia, jogę dla kobiet cierpiących na stres pourazowy będący konsekwencją przemocy seksualnej. Pieniądze z funduszu przeznaczane są również na pomoc adwokacką, w tym na pomoc w spłaceniu długów zaciągniętych na pomoc prawną. Niektóre sprawy trwają latami; kobiety zaciągają pożyczki, a potem okazuje się, że po doświadczeniu gwałtu nie są w stanie pracować, bo chorują na depresję albo cierpią na zespół stresu pourazowego. Fundusz zapewnia również pomoc w zakupie leków czy innych najpotrzebniejszych rzeczy.

Mało kto zdaje sobie sprawę, że konsekwencje gwałtu są olbrzymie. Jeśli ktoś myśli, czego potrzebuje kobieta, która doświadczyła gwałtu, to zwykle wymienia pomoc prawną czy psychologiczną. To, oczywiście, jest szalenie ważne. Ale kobiety po gwałcie często zostają bez środków do życia, bo albo tracą pracę, albo nie są w stanie pracować. Jedna z kobiet, którą wspieramy, zgwałcona przez ratowników medycznych, potrzebowała wsparcia finansowego, żeby po prostu móc normalnie żyć. M.in. dlatego że z zasądzonego odszkodowania od uznanego za winnego napaści seksualnej mężczyzny w wysokości 30 tysięcy złotych ten zapłacił zaledwie kilkaset złotych. Bardzo trudno jest jej utrzymać pracę i rodzinę. Bo jeśli na tak wielką traumę nakłada się lęk o byt, o dzieci, o finanse, to jak kobieta ma wyjść z takiej sytuacji, stanąć na nogach i pójść dalej? To nierealne.

 

Mało kto zdaje sobie sprawę, że konsekwencje gwałtu są olbrzymie. Jeśli ktoś myśli, czego potrzebuje kobieta, która doświadczyła gwałtu, to zwykle wymienia pomoc prawną czy psychologiczną. To, oczywiście, jest szalenie ważne. Ale kobiety po gwałcie często zostają bez środków do życia, bo albo tracą pracę, albo nie są w stanie pracować

Pomagamy więc bardzo szybko, bez zbędnych formalności. Czasem opłacamy adwokatów, jeśli prowadzone są sprawy sądowe. Opłacamy terapie. Niektóre kobiety, które wspierałyśmy i wydawałoby się, że wszystko już będzie dobrze, po jakimś czasie do nas wracają – znowu sprawa sądowa, kolejny stres, nawrót depresji – i trzeba rozpocząć pracę od nowa.

Ile miesięcznie pieniędzy to pochłania?

W tej chwili pod opieką mamy 10 pań. Miesięczna pomoc dla nich to wydatek rzędu ok. 10–15 tys. zł.

To sporo. Czy można wam jakoś pomóc?

Tak, można np. dokonać wpłaty na fundusz dla kobiet po gwałcie. Te wpłaty umożliwią nam szybką i sprawną pomoc na zasadzie: dostajemy fakturę (np. od wspólnoty mieszkaniowej za czynsz) i na konto tej wspólnoty od razu przelewamy pieniądze. Na stronie internetowej mamy podany numer konta bankowego; w tytule przelewu wystarczy wpisać „Fundusz dla kobiet po gwałcie”. Również na Pomagam.pl jest założona zbiórka na ten fundusz. W związku z 15. urodzinami będziemy uruchamiać kolejną zbiórkę i akcje charytatywne, zwłaszcza #150tysięcychallenge.

Właśnie: urodziny. To one są pretekstem do naszej rozmowy. Jak planujecie świętować?

Nie będzie to świętowanie, że tylko się cieszymy; bardzo byśmy chciały tylko się cieszyć, ale naszym celem jest to, żeby zebrać pieniądze i móc jeszcze lepiej pomagać kobietom po doświadczeniu gwałtu. Dlatego odbędą się aukcje charytatywne; zgłosiły się do nas osoby z różnymi pracami artystycznymi, książkami – będą one licytowane od niedzieli, 11 października od godz. 18. Będzie można wylicytować dla siebie coś pięknego i w ten sposób przyczynić się do zasilenia funduszu dla kobiet po gwałcie. Zamierzamy też rozlosować nagrody wśród kobiet, które wysyłają nam życzenia i podziękowania. Bo to jest niesamowicie wzruszające, kiedy kobiety dziękuję nam za pomoc. I przede wszystkim to jest gigantyczna satysfakcja z naszej pracy.

Czego zatem życzy sobie pani jako założycielka Feminoteki na kolejne lata?

Żeby przemocy nie było w żadnej formie, a zwłaszcza przemocy wobec kobiet i dziewczynek. To moje marzenie, żeby Feminoteka nie musiała działać w tym obszarze i żebyśmy mogły zająć się innymi sprawami. Ale zdaję sobie sprawę, że to mało realne. A realnie to chciałabym, żeby w każdej instytucji w Polsce, do której trafiają kobiety po doświadczeniu przemocy, była chociaż jedna osoba, która miałaby na ten temat wiedzę, byłaby ekspertem i umiała właściwie te kobiety potraktować, nie przyczyniając się do powtórnego ich traumatyzowania.

 

Joanna Piotrowska – założycielka Feminoteki, andragożka i pedagożka, edukatorka i ekspertka przeciwprzemocowa. Trenerka WenDo – metody samoobrony i asertywności dla kobiet i dziewcząt.

Grupa aukcyjna „150 tysięcy na 15. urodziny Feminoteki #150tysięcychallenge” znajduje się tutaj. Na aukcję zostanie przekazana powieść Ewy Podsiadły-Natorskiej „Wściekłe”.

 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: