Przejdź do treści

„Jeśli ktoś przyjął do domu uchodźców, warto zadbać o to, aby jedzenie było dostępne. Szczególnie ważny jest chleb – symbol bezpieczeństwa” – mówi psychodietetyk Mikołaj Choroszyński

Mikołaj Choroszczyński psychodietetyk / fot. arch. prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Do 16. roku życia nie mogłem zasnąć bez kromki chleba pod poduszką – mówi 82-letni Franciszek Wieczorek, który podczas wojny doświadczył głodu. O tym, jak to wojenne doświadczenie wpływa na życie człowieka opowiada psychodietetyk Mikołaj Choroszyński.

 

Franciszek Wieczorek dziś ma 82 lata. Urodził się na Ukrainie, w miejscowości Brzeżany, leżącej między Lwowem a Tarnopolem. Obecnie mieszka w Reptowie, 30 km od Szczecina.

Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Co było gorsze w czasie wojny – strach czy głód?

Franciszek Wieczorek: Przeraźliwy głód. Do dziś pamiętam, że jako mały chłopiec przeszukiwałem w kuchni czyste garnki i mówiłem „Nianiu nie ma co chamać” (rodzice nazywali mnie Franiem, ale ja przekręcałem swoje imię). Garnki były puste, a ja byłem bardzo głodny. Choć oczywiście też wiele razy się bałem. Choćby wtedy, gdy na pobliską górę przyprowadzano ludzi, kazano im kopać rowy, a potem ich rozstrzeliwano. Albo, gdy moja mama uciekała podczas bombardowania ze mną na rękach. Czasem niebezpieczeństwo przychodziło w najmniej oczekiwanym momencie, na przykład podczas zabawy papierowym samolotem. W pewnym momencie moja zabawka spadła. Wtedy podszedł do mnie Niemiec i podeptał samolot. Zacząłem uciekać, a on próbował mnie zastrzelić. Zdążyłem schować się za stodołą.

W jaki sposób dorośli radzili sobie z brakiem jedzenia?

Moi rodzice wykorzystywali to, co było dostępne – z obierków ziemniaczanych przyrządzali placki, a z żołędzi – kawę. Mój ojciec, który był radiotelegrafistą w AK, bardzo dbał o to, aby naszej rodzinie nie brakowało jedzenia. Kiedyś przyniósł do domu pęto kiełbasy, które otrzymał od kogoś w podziękowaniu. Rodzice oddali mi tę kiełbasę, nie wzięli do ust nawet kęsa. Uciekłem z nią, schowałem się pod kołdrą i zjadłem w samotności. Rodzice patrzyli na mnie i płakali.

Często wraca do pana wspomnienie głodu?

Przez wiele lat nie mogłem zasnąć bez kromki chleba pod poduszką. Ten zwyczaj porzuciłem dopiero jako 16-latek. Nie mogę pojąć, kiedy ktoś mówi, że czegoś nie będzie jadł. Na klasyczne pytanie żony: „Co ugotować?”, odpowiadam, że zjem wszystko. Bardzo doceniam, że mam dziś taką możliwość. Każda wojna to ogromna tragedia. Ze względu na to, czego doświadczyłem, nigdy nie byłem i nie będę zwiedzać żadnego obozu zagłady. A w domu staram się mieć w zapasie choćby bochenek chleba.

Franciszek Wieczorek / fot. arch. prywatne

O tym, jak wojenne doświadczenie głodu wpływa na życie człowieka, rozmawiamy z Mikołajem Choroszyńskim, psychodietetykiem.

Co pana zaskoczyło w historii pana Franciszka, patrząc na dziedzinę, którą się pan zajmuje?

Mikołaj Choroszyński: Bardzo mnie ta historia poruszyła. Reakcje naszego bohatera były całkowicie normalne, nawet dość łagodne. Dla pana Franciszka ważny jest system wartości, które są jego wyznacznikiem w życiu. One były kluczem do zaspokojenia jego potrzeb. Widać, które musiał zaspokoić w pierwszej kolejności, a które był w stanie odłożyć na później.

Gdyby nie był wtedy dzieckiem, lecz osobą dorosłą, inaczej zapamiętałby głód?

Dzieci do 5 roku życia doświadczają zupełnie inaczej bodźców ze świata. Nie mają wykształconego analitycznego myślenia, dlatego nie zawsze tak trudne doświadczenie, jakim jest głód, musi je straumatyzować. W 1944 roku zespół z Uniwersytetu Minessota przeprowadził wielki eksperyment głodowy. Wzięli w nim udział studenci – ochotnicy. Stworzono im warunki przypominające te panujące w obozach koncentracyjnych, gdzie mieli spędzić 24 tygodnie. Ich zapotrzebowanie kaloryczne zmniejszono o 25 procent i sprawdzano, jak zareagują na głód.

Wariowali z głodu?

Ich rozmowy i myśli skupiły się wyłącznie na tematach związanych z jedzeniem. Wizualizowali sobie, co zjedzą, kiedy badanie się skończy, przeglądali książki kucharskie. Im bardziej starali się nie myśleć o jedzeniu, tym bardziej byli głodni. Bardzo szybko zaczęli odczuwać zmęczenie. Odpowiednikiem wysiłku fizycznego w obozie były długie spacery. Oprócz tego normalnie studiowali. Kilka osób się wycofało, kilka złapano na próbie kradzieży żywności. Po zakończeniu badania u części z nich nastąpiła reakcja kompensacyjna – zaczęli uzupełniać niedobory jedzenia, co doprowadziło do dużej nadwagi. Jednak większość wróciła do wagi sprzed eksperymentu. Po latach okazało się, że część z tych studentów dokonała w życiu wielkich rzeczy.

Jeśli człowiek nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb fizjologicznych – picia, jedzenia, prokreacji – działa pod wpływem impulsu. Posuwa się do zachowań, które ma zapisane w genach. Za wszelką cenę chce przeżyć

Czyli to doświadczenie wzmocniło ich charakter?

Bardziej pokazało im, że jeśli ktoś jest w stanie świadomie powstrzymać się od jedzenia, czyli ma w sobie formę samodyscypliny i nie oczekuje ciągłej gratyfikacji, to jest też w stanie podjąć się odpowiedzialnych zadań. W efekcie osiągnąć sukces.

Jak długo jesteśmy w stanie przetrwać bez pożywienia?

Bez picia około 7 dni, bez jedzenia – około 4 tygodni. Choć pewien Szkot, Angus Barbieri, pościł przez 382 dni. Żył na herbacie, kawie, mleku i wodzie. Ale zaczynał swój post wagą 207 kg.

W przypadku przeżyć wojennych dochodzą emocje, jak lęk, strach, strata kogoś bliskiego. Mogą spowodować, że człowiek mniej odczuwa głód niż w normalnych warunkach?

U większości osób traumatyczne emocje hamują głód. Reakcja kompensacyjna następuje później, kiedy chcemy sobie wynagrodzić stres. Z zapisków wojennych, choćby Stanisława Grzesiuka, wynika, że po opuszczeniu obozu, w którym panował ogromny głód, nie odmawiał sobie jedzenia.

W czasie wojny ludzie bardzo różnie sobie radzą z głodem. Niektórzy gotują kamienie czy liście – po to, aby wykonać czynność, która kojarzy się z gotowaniem. To pomaga?

Moja babcia opowiadała mi, że gdy jej mama nie miała składników do „zalewajki”, to rozgrzewała podgrzewacz i wkładała go do garnka. Wydawał dźwięk podobny do tego, który kojarzył się ze smażeniem skwarek. Bardzo dużo zależy od naszej głowy i od tego, co sobie wyobrażamy.

Pan Franciszek długie lata nie mógł zasnąć bez kromki chleba pod poduszką. Ta kromka była symbolem bezpieczeństwa?

Dokładnie tak, była namacalnym dowodem, że gdy się obudzi, będzie miał coś do jedzenia. Większości osób ta kromka chleba towarzyszy przez pewien czas, u innych staje się nawykiem, jak „zdrowaśka” przed snem. Co ciekawe, wielu moich pacjentów z zaburzeniami odżywiania nie może położyć się spać, jeśli czegoś nie zje. Dotyczy to osób, które wielokrotnie, samodzielnie, poddawały się próbom odchudzania. W takiej sytuacji hormony sytości obniżają się, a hormony apetytu się podnoszą.

W dużym stresie obszar mózgu odpowiedzialny za świadome myślenie działa automatycznie, co widzieliśmy na początku pandemii, gdy ludzie masowo wykupowali jedzenie ze sklepów, nie zastanawiając się, czy wszystko im się przyda i czy nie zabraknie dla innych

Z literatury obozowej wiemy, że głodni ludzie byli w stanie posunąć się do strasznych rzeczy. Nawet do tego, aby zjeść człowieka.

Jeśli człowiek nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb fizjologicznych – picia, jedzenia, prokreacji – działa pod wpływem impulsu. Posuwa się do zachowań, które ma zapisane w genach. Za wszelką cenę chce przeżyć. Ale jest to też kwestia pewnych wartości i systemów, jakie dana osoba wyznaje, choć głód wojenny to ekstremalnie trudna sytuacja i reakcje mogą być różne. Poza tym w dużym stresie obszar mózgu odpowiedzialny za świadome myślenie działa automatycznie, co widzieliśmy na początku pandemii, gdy ludzie masowo wykupowali jedzenie ze sklepów, nie zastanawiając się, czy wszystko im się przyda i czy nie zabraknie dla innych.

Dlaczego objawem wygłodzenia jest duży brzuch, zwłaszcza u afrykańskich dzieci?

Gdy w organizmie dochodzi do bardzo dużego niedoboru białek, pewne części wypełniają się wodą i pojawia się opuchlizna głodowa. W badaniu przeprowadzonym na Uniwersytecie Minnesota, o którym wspominałem, u uczestników obserwowano znaczny spadek masy ciała, który potem się zatrzymał. Okazało się, że przestrzenie komórek tłuszczowych wypełniły się płynem. Nie był to jednak taki poziom jak u dzieci w Afryce, które zwykle są głodne od urodzenia. Poza tym u nich opuchlizna może być też wynikiem chorób zakaźnych i pasożytniczych.

W domach, do których przyjęliśmy uchodźców, nie powinno brakować chleba?

Osoby trafiające do Polski są głęboko straumatyzowane. Trzeba mieć dużą akceptację dla tego, jak się zachowują. Być może doświadczyły głodu. Dlatego, jeśli ktoś przyjął uchodźców, warto zadbać o to, aby jedzenie w domu było dostępne. Szczególnie ważny jest chleb – symbol bezpieczeństwa. Martwi mnie, jak będą wyglądały najbliższe lata na Ukrainie – w związku z zatrzymaniem całej produkcji rolnej, brakiem nawozów, zniszczeniem zasobów i systemu rolniczego.

Ukrainki gotują dla nas pielmieni czy czebureki. Wspólne jedzenie może być tym elementem, który nas połączy?

To dobra forma interakcji. Większość uchodźców zapewne zostanie w naszym kraju. Będziemy mieć społeczeństwo wielokulturowe, w którym smaki i kuchnie będą się ze sobą mieszały. A dzielenie się potrawą, którą ktoś sam ugotował, to wspaniały sposób na ocieplenie relacji.

 

Mikołaj Choroszyński psychodietetyk, badacz, wykładowca akademicki. Prowadzi grupy wsparcia dla osób uzależnionych od słodyczy i regularnie publikuje ciekawe treści w social mediach. Miejsce w sieci: @choroszynskipsychodietetyk

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: