Przejdź do treści

Hello My Hero. Katarzyna Dacyszyn: Zło, które się wydarzyło, zaczyna być przekuwane w dobro dla innych. To jest chyba najlepsza rzecz, jaka w tym ataku mogła się zdarzyć

Katarzyna Dacyszyn
Hello My Hero. Katarzyna Dacyszyn: Zło, które się wydarzyło, zaczyna być przekuwane w dobro dla innych. To jest chyba najlepsza rzecz, jaka w tym ataku mogła się zdarzyć/ Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Wierzę, że jestem silną i wartościową kobietą, która poradziła sobie z tak trudną sytuacją, więc poradzi sobie z każdą inną. Zaufanie, jakie mam do siebie po tym zdarzeniu, nigdy nie było tak silne jak teraz – mówi modelka i projektantka Katarzyna Dacyszyn, współautorka książki „Kobieta z blizną” (wyd. Muza). W 2016 roku została oblana kwasem siarkowym przez stalkera, którego obsesja trwała ponad 10 lat. Atak był jedną z czterech kar, które miały ją dosięgnąć. Teraz stara się szerzyć wiedzę o stalkingu i pomaga jego ofiarom.

 

Ewa Wojciechowska: Udało się pani doprowadzić do – wydawałoby się – niemożliwego. 25 lat więzienia za atak kwasem siarkowym. To pierwszy taki wyrok w Polsce. Czuje pani w końcu ulgę?

Katarzyna Dacyszyn: Ulgę czuję od momentu uprawomocnienia się wyroku w mojej sprawie, czyli od 2018 roku. Sprawca jednak nie był sądzony za stalking, ale za usiłowanie zabójstwa z zamiarem ewentualnym. W Polsce w tym przypadku, co też jest bardzo ważne, pierwszy raz atak kwasem został zakwalifikowany jako czyn, który może być w konsekwencji śmiertelnym działaniem. Ponadto w 2020 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację wyroku dla mojego oprawcy, czyli ten wyrok już jest niezmienny. Mogę spać spokojnie.

Dostaje pani wiele wiadomości od osób, które są dręczone przez stalkerów?

Najwięcej wiadomości dostaję po wystąpieniach publicznych, kiedy mówię, że można się ze mną skontaktować. Następnie to natężenie się zmniejsza. Znam mechanizmy stalkerów z własnego doświadczenia, a także z doświadczeń osób, z którymi kiedyś rozmawiałam. Te zachowania są najczęściej szablonowe, stąd potrafię rozpoznać, kiedy rzeczywiście ktoś potrzebuje pomocy. Nie mam jednak fundacji ani nie działam równolegle zawodowo w żadnej organizacji. Na razie robię to z poczucia misji, żeby pomóc czy doradzić.

Katarzyna Dacyszyn/ Archiwum prywatne

Zjawisko stalkingu wciąż nie jest dobrze rozpoznawane?

Pojęcie stalkingu – co znaczy tropić, śledzić – pojawiło się w latach 90. w Stanach Zjednoczonych. Dopiero wtedy zaczęto nazywać je po imieniu.

W Polsce czyny, których dopuszcza się stalker, są zabronione przepisem 190a kodeksu karnego. Wiedza dotycząca stalkingu niestety wciąż jest na bardzo niskim poziomie. Pierwszy głośny przypadek stalkingu w naszym kraju miał miejsce w 1996 roku. We Wrocławiu z rąk swojego stalkera zginęła Agnieszka Kotlarska. Wychodząc z mężem i dzieckiem, na swoim własnym osiedlu została śmiertelnie dźgnięta nożem przez psychofana-stalkera. To był człowiek z obsesją, ale media głównie opisywały, że był szaleńczo zakochany. Takie podejście zazwyczaj rozczula obserwatorów, myślą: „o, jak on się mocno zakochał”. Zależy mi na tym, byśmy odeszli od takich twierdzeń. Stalking nie ma nic wspólnego z romantyczną miłością. To są silne obsesje, których należy się obawiać. Teraz już wiemy, że tym, co zabiło Agnieszkę Kotlarską, był stalking.

Najczęściej mówi się jednak o tym, że stalkerzy to byli partnerzy lub osoby, które doznały zawodu miłosnego.

Typy stalkerów to dość szeroki temat. Najczęściej – bo w 95 proc. – to są mężczyźni. Według psychologów australijskich, na których wiedzy się opieramy, istnieje pięć typów stalkerów – różnią się działaniem. W opisach tych typów mieszczą się zarówno byli partnerzy oraz osoby zupełnie obce. Stalker jest osobą zaburzoną, ma np. zaburzoną osobowość. Niektórzy z nich cierpią na pewien rodzaj urojeń i wydaje im się, że są w relacji z osobą, która często nie zdaje sobie nawet sprawy z istnienia stalkera. Nie wie też, że jest obserwowana. Tak bywa z najtrudniejszym typem stalkera – typem predatora, drapieżnika. W tym przypadku ofiara nie odczuwa stalkingu w dużym natężeniu. Predator dąży w ukryciu do ataku, żeby swojej ofierze zrobić krzywdę, zgwałcić ją, porwać lub – jak w moim przypadku – zaatakować.

Moja nowa kobiecość została zbudowana na bardzo solidnym fundamencie poczucia siły, sprawczości. Musiałam być w głębokim kontakcie z samą sobą, żeby sobie poradzić

Pani nie znała swojego stalkera, a on mieszkał w tym samym bloku.

Miałam do czynienia z typem predatora, który był całkowicie obcą dla mnie osobą. Predator nie wykonuje tysiąca telefonów dziennie. Nie chce zwrócić na siebie uwagi, działa z ukrycia. Wie wszystko na temat swojej ofiary, jeździ za nią, śledzi ją po to, żeby uzyskać satysfakcję, o którą mu chodzi. Według badań najczęściej jest to satysfakcja seksualna.

Oblanie kwasem miało miejsce w 2016 roku, jednak sprawa o stalking toczyła się już jakiś czas. Ponadto pierwszą wiadomość od stalkera otrzymała pani wiele lat wcześniej. Po jakim okresie niechcianego kontaktu można zacząć mówić o stalkingu?

Przepis tego nie stwierdza jednoznacznie. Z pewnością musi być to ciągłe, uporczywe zachowanie jakiejś osoby, która działa wbrew naszej woli. Myślę, że pół roku już jest sygnałem dla policji do zakwalifikowania takiego zachowania jako stalking. Ja pierwszą wiadomość od tego człowieka otrzymałam 10 lat wcześniej. Kolejne ignorowałam, nie zwracając na nie uwagi. Ten człowiek jednak przez cały czas mnie obserwował. Zmienił też tożsamość, imię i nazwisko. Późniejsze wiadomości dostawałam więc – jak mi się wydawało – od kogoś innego. W między czasie otrzymywałam też wiadomości z różnych fałszywych profili w mediach społecznościowych, więc niespecjalnie przywiązywałam do tego wagę.

Natężenie tych wiadomości też nie było bardzo obciążające, jak np. u osób, z którymi rozmawiam. Przykładowo jedna dziewczyna opowiadała mi, że potrafi mieć sto nieodebranych połączeń dziennie. Jej typ stalkera to człowiek, który chce zaznaczyć swoją obecność. Długość obsesji pokazuje, że to nie jest zachowanie, które może samoistnie się zakończyć. Przez te 10 lat ten człowiek nie przestał interesować się moją osobą. Choć go nawet nie znałam.

Agnieszka Hajdukiewicz

Wspominała pani w swojej książce, że przez cały czas, nawet w trakcie dnia, ma pani zasłonięte okna w domu. Te emocje, które pani towarzyszyły, wciąż są wyraźne w pani życiu?

Tak, mam tak do tej pory. To są pewne nawyki i poczucie, że ktoś może mnie gdzieś obserwować. W miejscach publicznych staram się siadać przy ścianie, zwrócona przodem do pomieszczenia, żeby mieć kontrolę przestrzeni, w której się znajduję.

Wyjście do ludzi po ataku było dla mnie olbrzymią traumą. Nie chciałam wręcz opuszczać szpitala. Przez pierwsze miesiące po powrocie prawie w ogóle nie wychodziłam z domu. Jeśli musiałam, jeździłam tylko samochodem. Zaufanie do ludzi budowało się we mnie bardzo długo. Właściwie do tej pory unikam nowych osób czy środowisk, co w moim przypadku jest dużą zmianą. Jestem bardzo wyczulona na ludzkie zachowania. Kiedy rozmawiam z ofiarami stalkingu bywa, że uruchamiają się wspomnienia a wraz z nimi ogromny lęk.

To znaczy?

To jest takie uczucie osaczenia, kiedy ktoś próbuje przejąć kontrolę nad naszym życiem, wie o nas za dużo, a my wcale tego nie chcemy. Stalker karmi się strachem. Chce doprowadzić swoją ofiarę do głębokiego lęku, który w konsekwencji prowadzi do zamknięcia jej w domu i niekontaktowania ze światem. Wtedy ma poczucie, że ofiara się złamie i będzie uległa, robiąc to, co on chce. Oczywiście każda historia jest inna, ale każdy stalker dąży do kontroli nad swoją ofiarą, do poczucia, że ona jest jego własnością i może z nią zrobić wszystko.

Stalker karmi się strachem. Chce doprowadzić swoją ofiarę do głębokiego lęku, który w konsekwencji prowadzi do zamknięcia jej w domu i niekontaktowania ze światem

To brzmi przerażająco. Pisała pani na swoim profilu na Instagramie, że otrzymała zdjęcie ściany w sądzie, na której wciąż widnieje plama po ataku na panią. Weszła pani po tym wszystkim jeszcze raz do sądu?

Zdjęcie otrzymałam od jednego z moich znajomych prawników, który pół roku temu zrobił je na korytarzu. Od ataku minęło 4 i pół roku, więc nie sądzę, żeby coś się zmieniło. Natomiast ja nie jestem w stanie tam wejść. Przez długi czas, kiedy wracałam do domu taksówką, prosiłam kierowców, żeby nie przejeżdżali ulicą pod gmachem sądu, pomimo że trasa była najszybsza, najkrótsza i najtańsza.

Patrząc na tę plamę, wydaje się, że ilość żrącej substancji była spora. Ile operacji przeszła pani od tego czasu?

Operacji miałam do tej pory sześć. Pierwsza z nich zajęła sześć godzin i polegała na czyszczeniu ran i przygotowywaniu ich do przeszczepu. Później były operacje ratowania i rekonstrukcji oka, następnie operacje plastyczne. Jakiś czas temu opublikowałam na Instagramie dość drastyczne zdjęcie. Niektórzy myśleli, że jestem na nim zaraz po ataku. Wykonałam je jednak po operacji, kiedy jednocześnie miałam przeszczepioną skórę w ponad 12 miejscach na ciele. Lekarze podjęli decyzję o kumulacji zabiegów. Gdybyśmy mieli rozbijać to na każde miejsce na ciele na osobną operację, to rzeczywiście ich liczba robiłaby wrażenie.

Korzysta pani jednak cały czas z różnych zabiegów na skórę. Ta droga cały czas jeszcze przed panią, to nie jest jej koniec?

Zabiegi laserowe na skórę trwają już cztery lata i dzięki nim moja twarz jest w takim stanie, w jakim jest. Bardzo często na zdjęciach prawie nie widać blizn. Jeszcze jednak wiele przede mną. Po wydaniu swojej książki trochę zeszłam z tej drogi przez nadmiar obowiązków. Po takim zabiegu laserowym jestem wyłączona z życia przez ok. tydzień. Przez pierwsze trzy dni mam gorączkę, organizm jest mocno obciążony i potrzebuje czasu na regenerację. Nie mogę wtedy normalnie funkcjonować, więc nie mogłam sobie na to w zeszłym roku pozwolić. Następnie wybuchła pandemia, co również utrudniło dostęp do zabiegów. To już są 4 lata i prawdopodobnie czeka mnie jeszcze drugie tyle.

Skóra to też niejedyny problem…

Tak. Przez skórę toksyczne substancje przedostały się do organizmu i przez pierwsze doby mój organizm walczył o przetrwanie. Przez atak miałam osłabioną wątrobę, trzustkę, wszystkie organy wewnętrzne na skutek zatrucia chemicznego.

W dużej mierze żyję dzięki temu, że w ostatnim momencie w trakcie ataku odwróciłam głowę i nie zachłysnęłam się kwasem siarkowym, który był wycelowany prosto w twarz. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie teraz byśmy ze sobą nie rozmawiały.

Był taki moment, kiedy chciała się pani poddać?

Myślę, że taki moment nastąpiłby, gdybym poczuła się bezsilna w sytuacji walki o bezpieczeństwo przy wyroku karnym dla sprawcy. Na szczęście tak się nie stało. Wiedziałam, że nie mogę się poddać. Miałam wspaniałego prawnika, który wierzył w to, że w Polsce można dokonywać rzeczy, które się do tej pory nie zdarzyły.

Poza tym zaraz po ataku, jeszcze na płycie lądowiska na dachu Centrum Leczenia Oparzeń, kiedy zostałam przewieziona śmigłowcem ratunkowym, usłyszałam od lekarzy, że jestem już w dobrych rękach. Ale powiedzieli też, że nie dadzą rady, jeśli ja nie będę chciała żyć. Te słowa mocno zapadły mi w pamięć.

Stalking nie ma nic wspólnego z romantyczną miłością. To są silne obsesje, których należy się obawiać

Jakie ma pani rady dla osób, które są lub były prześladowane przez stalkera?

Atak nauczył mnie przede wszystkim tego, żeby słuchać swojej intuicji i nie bagatelizować sygnałów płynących z naszego organizmu. Impuls z ciała często oznacza, że to jest sytuacja, która nam się nie podoba. Ona może nie jest groźna, a na pewno dla nas nieodpowiednia. To sygnał, żebyśmy coś z tym zrobili albo opuścili to miejsce, albo zwrócili większą uwagę na to, co dzieje się wokół nas.

Aby pójść naprzód, musiała pani wybaczyć swojemu oprawcy, czy w ogóle pani tego nie rozpatrywała w takich kategoriach?

To, co zrobił, było bestialstwem, ale nie skupiałam się na tym człowieku, a ponieważ nie miałam z nim nigdy żadnej relacji, to wybaczenie przyszło mi o wiele łatwiej. Od pierwszych chwil w szpitalu starałam się myśleć, że wygram i wszystko będzie dobrze. Skupiłam się na sobie i na tym, żeby poradzić sobie z problemem.

W pewnym sensie dostałam drugie życie. To zdarzyło się po to, żebym zbudowała się wewnętrznie, ale z takim poczuciem własnej wartości, które nie opiera się na wyglądzie. Moja nowa kobiecość została zbudowana na bardzo solidnym fundamencie poczucia siły, sprawczości. Musiałam być w bardzo głębokim kontakcie z samą sobą, żeby sobie poradzić. Ta siła przetrwania jest gdzieś w nas głęboko i uruchamia się w najtrudniejszych sytuacjach, kiedy trzeba walczyć o życie. Wierzę, że jestem silną i wartościową kobietą, która poradziła sobie z tak trudną sytuacją, więc poradzi sobie z każdą inną. Zaufanie, jakie mam do siebie po tym zdarzeniu, nigdy nie było tak silne jak teraz.

Basia Kędzior

Działa pani czynnie, szerząc wiedzę na temat stalkingu. Mam nadzieję, że nie zamierza przestać?

To jest taka moja prywatna misja, by mówić o tym, czym jest stalking. Robię to, by pomóc ofiarom nękania, ale także po to, żeby uświadomić stalkerom, że łamią prawo i może ich czekać za to wysoka kara. Ta kara już teraz jest znaczna. Świadomość sądów, prokuratur i policji w temacie stalkingu też jest coraz większa. W styczniu, razem z Komendą Wojewódzką Łódzkiej Policji na prośbę International Police Association, stworzyłam szkolenie dla policjantów z 65 krajów świata, czym jest stalking z perspektywy ofiary.

Dzięki temu, że było to szkolenie w formie elektronicznej, podsunęło pomysł kontynuacji szkoleń dla ofiar stalkingu w formie online. Pytania o szkolenia miewam często pod swoimi wpisami na Instagramie, co pokazuje, że brakuje materiałów w internecie opowiedzianych od strony osoby, która to przeżyła. Ta wiedza musi być wciąż szerzona i myślę, że jeszcze przez wiele lat trzeba mocno pracować nad pogłębieniem świadomości zarówno ofiar jak i osób, które dopuszczają się czynu świadomie bądź nieświadomie.

Mówiła pani, że w takich momentach wracają wspomnienia…

Nie ukrywam, że jest to dla mnie dość trudne. Kiedy występuję publicznie i mówię o tym, co mnie spotkało, te straszne chwile wracają. Jednak, kiedy widzę efekty swojego działania, przychodzi satysfakcja. Wiem, że całe zło, które się wydarzyło, zaczyna być przekuwane w dobro dla innych. To jest chyba najlepsza rzecz, jaka w tym ataku mogła się zdarzyć. To jest największe pokrzyżowanie planów tego człowieka. Chciał zniszczyć jedną osobę, a wszystko przynosi pozytywny efekt dla wielu innych. To jest satysfakcja i słuszna droga. Kiedy stalking będzie już właściwie rozpoznawany i będę widziała, że zapadają odpowiednie wyroki, wtedy będę miała poczucie, że moje zadanie zostało wykonane.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: