4 min.
Żeby nasz seks był udany. Kogo należy wyprosić z sypialni?

Zdjęcie: iStock
Najnowsze
15.01.2021
Nie namawiaj córki do bycia bardziej śmiałą. „Próba zmieniania temperamentu na siłę może być szkodliwa”
15.01.2021
„Męska grypa” to nie wymysł. Winny jest prawdopodobnie testosteron
14.01.2021
Coraz więcej Polaków chce się zaszczepić przeciwko COVID-19 – wskazuje najnowszy sondaż
14.01.2021
Jak wychować pewne siebie dziewczynki? Radzi Mikołaj Foks [WIDEO]
13.01.2021
8 mitów na temat medytacji według Kasi Bem. Sprawdź, czy któryś z nich cię zaskoczy
Sporo się pisze o tym, jak powinna wyglądać sypialnia pary, żeby się w niej dobrze odpoczywało, spało, uprawiało seks. Ale nawet jeśli zastosujemy wszystkie dobre rady w duchu feng shui, tę naszą idealnie zaaranżowaną intymnie przestrzeń mogą zaatakować inne przeszkadzacze – te ożywione.
Wiemy już, że żaden telewizor czy komputer nie powinien dzielić z nami przestrzeni sypialnianej, że smog elektromagnetyczny i cała reszta, a ponadto jak już wpuścisz maszynę do łóżka, to skończy się tak, że będziecie zajmować się oglądaniem kolejnego odcinka „Gry o Tron” zamiast patrzeć na siebie i uprawiać seks. Telefony odsuwamy od wezgłowia, ściany malujemy kolorowo, upiększamy wnętrze tak, by wyrażało naszą potrzebę zmysłowości. Wiemy, że sypialnia to nie pralnia, suszarnia, gabinet do pracy, ani skład tych-rzeczy-które-nie-mieszczą-się-nigdzie-indziej. Ogólnie, dajemy radę, przystosowując sypialnię do jej dwóch podstawowych funkcji: spania i seksualnej intymności.
Ale na progu czają się malutkie, słodziutkie agresorki. Nasze kochane psiaki, kociaki, dzieciaki z pluszakami w łapkach i z tym bezbronnym wyrazem pyszczka mówiącym „jak mnie teraz nie przytulisz, to jesteś wyrodna zołza”. Stoją i patrzą. A potem lokują się na nas, między nami, zabierają nam kołdry, poduszki, tlen, przestrzeń. I panoszą się jak u siebie. A my to z pokorą znosimy, bo przecież jest cel nadrzędny.
Ile ja razy słyszałam, indagując parę o ich zwyczaje seksualne, że w ciągu tygodnia w zasadzie nie ma jednej nocy, żeby ktoś albo coś na nich nie spało. Pary mają czasem wieloletni staż, a dzieci na nich śpiące nie są niemowlakami przy piersi, tylko zyskującymi samodzielność kilkulatkami. Czasem są to zwierzęta, do których uczucie także potrafi zaćmić nam zdolność racjonalnego myślenia. Przecież wszystko to są małe, ciepłe stworzenia pragnące miłości i utulenia. Odmówienie im jest najtrudniejszą sprawą na świecie. Trudniejszą niż rezygnacja z ulubionego serialu.
Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest tekst o tym, że dzieci i zwierzęta powinny mieszkać na balkonie w okresie od marca do października. A w zimie w przytułku. To jest refleksja nad faktem, że nie dajemy sobie ani czasu, ani przestrzeni, żeby swobodnie i po dorosłemu pobyć ze sobą we własnym łóżku. Bo nasze dzieci potrzebują opieki i mogą bać się w nocy, poza tym kontakt z rodzicami jest najważniejszy. A nasz zwierzak, właśnie wyratowany albo po zabiegu, też potrzebuje naszej obecności, przecież nie można być tak nieczułym. I dajemy się nieźle zwariować. Wszyscy, ze mną włącznie. Jakiś czas temu doszło do sytuacji, w której musiałam moje sierściuchy przekupywać smakołykami, żeby móc się zamknąć w sypialni (nawet na drzemkę), bo tak się rozbisurmaniły. Gdy tylko kładłam się na łóżku, któreś z nich pojawiało się obok mnie i żądało drapania. Wyrzucone za drzwi darły się tak, że nie tylko namiętne uniesienia, ale nawet prosty relaks stawał się niemożliwy.
Piszę o eksmisji zwierząt i dzieci nie ze względu na obawy zdrowotne, bo gdy dzieci i zwierzęta żyją razem w mieszkaniu/domu, to i tak mają ze sobą ciągły kontakt. Obce są mi troski o porządek i czystość, bo realia życia w parze z dziećmi i zwierzętami pozbawiły mnie złudzeń co do świeżo wykrochmalonych prześcieradeł i bielutkich koronek na poduszkach. Myślę raczej o potrzebach drugiej strony (odpowiednio partnera/partnerki), którzy mogą czuć się zazdrośni, odsunięci, nieistotni.
Pójdźmy dalej i upersonifikujmy nasz seks, robiąc z niego „coś”, co samo może powiedzieć nam o swoich potrzebach. Wiecie jakie proste by się okazały? Minimum raz w tygodniu łóżko puste i czekające na dorosłych chcących się sobą zająć. Klucz w zamku. Dzieciory albo poza domem, albo ułożone do snu wystarczająco wcześnie, żeby rodzice nie padali na twarz o 23, marząc o objęciach, ale Morfeusza. Domowa chudoba odizolowana gdzieś, żeby nie miauczała, skomlała, piszczała. Tego chce nasz seks – przestrzeni i jakościowego czasu tylko dla niego. Bo nasz seks nie warczy ani nie płacze, tylko cicho usycha. A gdy wrócimy do niego po kilku latach, może się okazać, że mamy zdrowe i odchowane dzieciaki, kociaki i psiaki, tylko nasz seks przypomina kaktus po dekadzie bez wody. I że ciężko go już odratować.
Poleć ten artykuł znajomym
Podoba Ci się ten artykuł?
Tak
Nie
Powiązane tematy:
Polecamy

15.01.2021
Minął 13. miesiąc, od kiedy Julia nie opuściła domu. „Nie chcę ryzykować życiem”

13.01.2021
Hanka Grupińska: wydaje się, że świat ultraortodoksji żydowskiej jest bardziej otwarty i respektujący prawa kobiet niż polski kościół katolicki

09.01.2021
Helena Pyz: Oni wiedzą, że ja wiem, co to jest ból i strach. Mam za sobą te wszystkie przeżycia, a to bardzo pomaga

06.01.2021