4 min.
Najnowsze
26.01.2021
Francja i Austria zakazują noszenia maseczek materiałowych w miejscach publicznych!
26.01.2021
„Jedna placówka na ponad 27 tys. pacjentek”. Martyna Jałoszyńska o dostępie nastolatek do ginekologa
25.01.2021
Lek. Bartosz Fiałek wzburzony weekendowymi imprezami: ludzie, których ignorancja przekracza „dach świata”
25.01.2021
Genogram – do czego służy, jak zrobić, symbole genogramu
24.01.2021
Dagmara Seliga: w Polsce jest coraz więcej coachów, a brakuje przepisów regulujących ten zawód [WIDEO]
Życie trzyosobowej rodziny w 15-metrowym pokoju wymaga rozprawienia się z własną duszą, by ta zainteresowała się przynajmniej na rok sztuką zen. Cogito zagoniłem do ponownej lektury stoików, natomiast ciało pod groźbą surowej kary cielesnej przymusiłem do ćwiczeń jogi. To samo zrobiła Mała P., tylko Kaj wyłamał się z konwencji wyciszenia i doskonale bawił się w pokoju-łóżku.
Bogatsi o sprzedane mieszkanie rozpoczęliśmy realizację budowy, w myśl idei ,,tysiąc domów na tysiąc lat’’ (czyli dom w ciągu roku). Wszystkie marzenia kończą dosyć trywialnie. Trzeba było zacząć od fundamentu. Szykowaliśmy się do pierwszego castingu ekipy wykonawców, która miała wykazać się kunsztem i fachowością oraz dotrzymaniem terminów. Z opowiadań innych przechodzących ten proces wnioskowałem, że z góry skazany jestem na klęskę – wróżono mi misję samobójczą. Przepasawszy zatem głowę białą opaską, na której Mała P. wykaligrafowała zaklęcia i modlitwy odstraszające zło, partactwo i nadużywanie napojów wysokoprocentowych (jechałem na negocjacje z góralami), zasiadłem za kierownicą rozklekotanego busa wypożyczonego od ojca i z bojowym okrzykiem ,,Tora, Tora, Tora’’ ruszyłem na południe, ku przeznaczeniu.
Pracuję raczej w samotności, ciszy i skupieniu, a to nie wróżyło dobrze moim zdolnościom negocjacyjnym, byciu surowym i opryskliwym. To kompletnie nie moja natura. Do tego dochodzi wyjątkowo szczeniacka aparycja, która powoduje, że nie jestem brany poważnie nawet przy kupowaniu alkoholu. Co dopiero przez zawodowych budowlańców, przed którymi zapach prawdziwego mężczyzny druhny wiatru rozsypują na kilometr przed, by swobodnie mogli kroczyć w swych gumofilcach i roztaczać swój bezgraniczny urok osobisty oraz fachową wiedzę.

Zdjęcie: shutterstock
Po wstępnych konsultacjach ze znajomymi rozważałem wybór pomiędzy dwiema ekipami. Z ekipą numer jeden umówiłem się na miejscu budowy. Oczekując na spotkanie, przechadzałem się po naszej działce, celowo założywszy swoje gumiaki, by zaznaczyć równość klasową i obniżyć własne zapędy intelektualne. O umówionej godzinie w oddali zamajaczyły światła samochodu. – Jadą, w piździec – zakląłem sobie w duszy i dla treningu, by sprawdzić, czy dobrze się utożsamiam. Zajechał totalnie rozdupczony polonez. – Zaczyna się pięknie – pomyślałem, mieli być budowlańcy, a nie mobilne muzeum. Po zaparkowaniu z samochodu wysiadło trzech typów, jakich nie spotkałem nawet na Częstochowskiej. Gdy stanęli przede mną, odruchowo podniosłem obie ręce do góry. – Peace and love bracia, mogę dać wam dychę – tak to mniej więcej wyglądało z boku. Gdy już emocje powitalne opadły, oprowadziłem szacownych gości po działce, pokazałem plany budowlane. Pojawiły się zmarszczki kontemplacji na ich czołach. Ale nie dałbym sobie ręki odciąć, że kumali sprawę z rysunków i wyliczeń. Posapali, podrapali się po głowach i powiedzieli, żebym zadzwonił jutro, bo muszą to przekalkulować. Gdy pojechali, odetchnąłem z ulgą i sam stwierdziłem, że jadę do knajpy się napić.
Ekipę numer dwa odwiedziłem ze znajomym, któremu wykonali fundament. Wróżyło to całkiem nieźle. Cechy gatunkowe oraz portret psychologiczny postaci nie odbiegały od normy ustalonej przez poprzedników. Doświadczony pierwszym spotkaniem przybyłem odpowiednio ubrany w wypożyczonym stroju roboczym niepranym, jak przystało, od ponad roku. Przed wyjściem z samochodu wychyliłem kielicha (dla kurażu i fasonu) i dziarsko ruszyłem negocjować. Patrzyli, przytakiwali, zaczęli nawet doradzać i w końcu ustalili, że konkretnie nie da się nic ustalić. Nie mogą powiedzieć, ile mnie to będzie kosztowało, bo nie wiedzą, ile im się na to zejdzie, jak ciężka to będzie robota i że jest dużo niewiadomych. Wracałem z opuszczoną głową, kończąc flaszkę w samochodzie.
Następnego dnia zadzwoniłem do drużyny z poloneza. Podali konkretną cenę, mieszczącą się w moich założeniach. Musiałem podjąć decyzję. Czas mnie naglił, a od czerwca trzeba było zaczynać, żeby cieśle mogli wejść w sierpniu. Podniosłem rękawicę. Poloneza czas zacząć. Ustaliłem termin, czas wykonania oraz cenę i mimo wszystko niespokojny pojechałem umawiać cieśli. Miałem ich poleconych przez bliskich znajomych i nie obawiałem się wtopy. Po raz pierwszy poczułem się normalnie. Czyści, schludni, od razu zasiedliśmy nad planami domu. Miał być wykonany w technologii szkieletowej z lekkim kryciem blachodachówką z posypką ceramiczną. Wszystko przebiegło sprawnie i w miłej atmosferze. Ustaliliśmy termin rozpoczęcia i mogłem wracać do domu. Z radości, że coś wyszło po mojej myśli, postanowiłem wznieść toast w dobrze mi już znanej lokalnej knajpie.
CDN… Następny odcinek już za tydzień!
Podoba Ci się ten artykuł?
Tak
Nie
Polecamy

27.01.2021
Angelika Kuźniak: Nie myśląc o śmierci, żyjemy tak, jakby świat miał poczekać. Nie poczeka. Nie ma co odkładać na później rozmów, wyznań, miłości

25.01.2021
Wojciech Kulesza: „efekt Jandy” brzmi chwytliwie, ale żadne badania tego nie wychwycą

24.01.2021
„Dla wielu dziewczyn to rodzaj terapii” – mówi Martyna Dominikowska, trenerka „zakazanego” tańca exotic

23.01.2021